List mamy: „Czy potrzebuję w domu maty sensorycznej?”

Zamiast gościa w dziwnym kapelutku i śmiesznych butach, krzyczącego: „ŚWIATŁA, KAMERA, AKCJA!!!” pełną mobilizację zapewnia mi już nawet nie budzik, a po prostu mniej lub bardziej przyjemne dźwięki dochodzące z sąsiedniego pokoju. Z sąsiedniego pokoju, bo mam dzisiaj szczęście – zazwyczaj dochodzą gdzieś z bezpośredniego sąsiedztwa mojego biednego, niewyspanego od lat ucha.

O co chodzi z matami sensorycznymi?

Codziennie rano toczy się niekończąca pielgrzymka. Połączenie Mekki z Jasną Górą: marsz wokół domu, z misją znalezienia zagubionej skarpetki lub utraconego gdzieś po drodze pomiędzy kibelkiem a zimną kawą dobrego samopoczucia. Później, kiedy nadchodzi ten magiczny moment, gdy torebka z przekąskami zostaje otwarta, a mój mały wulkan energii dostaje wreszcie swoje paliwo, następuje faza planowania szturmu na plac zabaw. Czy można marzyć o czymś bardziej niż o pełnej adrenaliny zabawie (I TO NIE MOJEJ!) która kończy się, oczywiście w moich marzeniach, jedną z długo wyczekiwanych drzemek?

Nie zrozum mnie źle. Kocham to. Wspaniale jest być mamą – już po fakcie przystąpienia do tej grupy pasjonatów, dowiedziałam się, że to w zasadzie takie hobby, z tym małym haczykiem, że nie można z niego zrezygnować, kiedy akurat Ci się znudzi. A czasami się nudzi. W szczególności, kiedy stawiasz czoła doborowi sprzętu, który prawdopodobnie zrewolucjonizuje życie twojego malucha. Weźmy na przykład te tajemnicze maty sensoryczne, które ostatnio pojawiły się na moim radarze rodzicielskim.

Pierwsza myśl: „Kolejna pozycja do wpisania na listę MUSZĘ SPRAWDZIĆ”. Czasami zastanawiam się… czy jest ze mną coś nie tak? Bo chociaż ta lista ma formę abstrakcyjną, znajdującą się w nieograniczonych przestrzeniach mojej głowy, to i tak nie ma już na niej miejsca. Zdecydowanie nie. Ale prawda jest taka, że te maty wyglądają jak małe technologiczne cuda – pełne kolorów, faktur i tekstur. I nawet dla mnie samej przyglądanie się im w formie zdjęć w sklepie online to już spora przyjemność… Ale czy moje dziecko rzeczywiście poczuje różnicę między matą sensoryczną a standardowym dywanem? No cóż, na szczęście jestem tutaj, by zgłębić tę naukową zagadkę… w przerwach między bardziej fascynującym niż grzybobranie, bo bardziej niebezpiecznym, zbieraniem klocków z podłogi.

„Mata sensoryczna dla dzieci” dla dorosłych 😉

Tak więc, zaczynamy od rzeczy podstawowych. Przede wszystkim, wygoda! Bo przecież wiadomo, że podczas radosnych eskapad malucha, siedzenie i leżenie w różnych pozycjach to codzienna norma. Szukam więc maty, która jest wyściełana, miękka i nie zapominajmy o tym, że sama mam czasami chęć na chwilę relaksu – przynajmniej do momentu, gdy znajdę wrak połamano-pogryzionego samolotu pod poduszką w salonie. Ale! Na wszelki wypadek dnia, w którym zdarzy się cud…! Dobrze by było, żeby mata była na tyle duża, żebym swobodnie mogła wykolegować małego i przejąć bazę na podłodze 😉

Śmichy – chichy z moich fantazji…. Ale przede wszystkim, to wszystko ma służyć rozwojowi. Wszystkie te niesamowite tekstury i wzory, które tworzą matę, są nie tylko dla pobudzania fantazji od dawna już nie kładących się (a jeszcze bardziej od dawna kładzionych…) na podłodze matek. Słyszałam, że stymulacja dotykiem może pomóc w rozwijaniu zdolności poznawczych, przestrzennych i motorycznych… Czy jeśli jestem ekspertem od zbierania klocków z całego domu tylko po to, żeby nie nadepnąć na nie w drodze po tą zimną kawę, to właśnie sabotuję swój rozwój? A może deptanie po klocach przemieni przemieni w architekta przyszłości mojego dziecka i nie będę musiała się dłużej zastanawiać nad tym, jaką matę piankową wybrać?

Tak czy inaczej, jak to mówią – „wybieraj mądrze”. Oczywiście, pomiędzy niespodziewanymi konferencjami z rozsmarowanymi po ścianach deserkami, prowadzę szeroko zakrojone badania na wiele różnych tematów. Integracja sensoryczna jest jednym z nich. I wiecie, co odkryłam? Że rozwój rozwojem, ale mi też się coś od życia należy. Więc kiedy już przyszło do decydowania, wybrałam taką matę, którą mogę wrzucić do pralki, na program ręczny.

10/10 + 5 gwiazdek = …?

Podsumowując, wybór maty sensorycznej to tylko jedna z wielu przygód w codziennym życiu rodziców. Wśród hałasu zabawek i nieoczekiwanych zaskoczeń, stawiamy czoła wyzwaniom i odkrywamy nowe sposoby wspólnego rozwoju. Czasami przez deptanie klocków, czasami przez zapobieganie nadepnięciu na klocek. I tak naprawdę, to jesteśmy ekspertami od tworzenia niesamowitych wspomnień – niezależnie od tego, czy klocki próbują nam to utrudnić, czy nie.

I tutaj 10/10 dla maty sensorycznej PUZZLE za prostotę formy, wytrzymałość graniczącą z niezniszczalnością oraz za dziesiątki sposobów na zabawy. Czasami polegające na układaniu konstrukcji, czasami polegające na rzucaniu w siebie nawzajem miękkimi piankami, czasami polegające na uczeniu się nazw kolorów i kształtów…

Oficjalnie zatwierdzam produkt jako nie tylko rozwijający, ale też PRZYJAZNY MAMOM <3